wtorek, 29 lipca 2014

To już rok!

Dzisiaj mija równo rok odkąd dodałam pierwszy rozdział na tego bloga i ogólnie. Dziękuję wam że przez ten cały czas byliście ze mną <3 Zawiesiłam bloga, ponieważ nie jestem już fanką Linkin Park (co nie oznacza, że ich nie lubię), ale stwierdziłam, że dużo z was lubi moje opowiadanie dlatego na razie go nie kończę. Raczej pierwsza księga nie będzie miała trzydzieści rozdziałów, ale zobaczymy. I teraz pytanie: Chcielibyście, żeby w drugiej księdze Is be more like me And be less like you pojawiły się zjawiska paranormalne?
Proszę, chociaż raz odpowiedzcie na moje pytanie.

Cieszycie się ze mną że to już rok? :D


sobota, 12 lipca 2014

Księga 1, rozdział 16

w poprzednim rozdziale: Rozdział 15
Postaram się już zawsze dodawać rozdziały tej długości lub dłuższe, miłego czytania :)
_________________________________________________________________________________

Rozdział 16

Obudził mnie rano i przyniósł płatki. Nie miałam jak jeść, więc mnie karmił. Pocałował mnie w policzek. Łzy znowu zaczęły płynąć. Przestawałam płakać tylko pod czas snu, a może i w tedy nie…
- Dlaczego to robisz? Co ci zrobił Chester?
- No, więc złotko, twój chłopak jest wokalistą  Linkin Park prawda? A czy wiesz jak nazywał się były wokalista, ale go wywalono, bo Chazy był lepszy?
- Nie – głos mi zadrżał.
Chester nigdy mi nie opowiadało historii zespołu. Ja sama się tym zbytnio nie interesowałam.
- Mark Wakefield – uśmiechnął się.
Nie rozumiałam być takim człowiekiem jak on. To był jakiś psychol. Chwycił ręką za mój podbródek, żeby mnie pocałować. Wepchał mi język do ust. To było straszne. Nie, to mało powiedziane. To było przerażające i obrzydliwe, a z każdą sekundą bałam się coraz bardziej. Chciałam, żeby do tego miejsca nagle wtargnął Chester i mnie uwolnił, ale wiedziałem, że to niemożliwe i to było najgorsze.
- Zostaw mnie! – Wyrwałam się, ale szybko mnie złapał, a potem uderzył mnie w twarz. To okropnie bolało. Z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez.
- Kochaniutka, dopóki pan Bennington jest w Linkin Park to będę z tobą robić, co żywnie mi się podoba. Na przykład to. – Chwycił moją bluzkę i powoli zaczął rozrywać. – Wiesz, że dawno tego nie robiłem? – Przeleciał wargami po moim brzuchu i piersiach. Czyli jeszcze mnie zgwałci, FAJNIE! – A wiesz, co teraz zrobimy? – Przyłożył mi scyzoryk go gardła – Zadzwonimy do Bradzia, strasznie się za nim stęskniłem. Gdzie je położyłem twój telefon… a tu jest. – Wybrał numer do Brada.
Zastanawiałam się, czemu akurat do Brada. Najwidoczniej wiedział, że zależy mu na mnie po codziennym śledzeniu mnie.
***
- Brad, ubieraj się, idziemy szukać Mad – Lindsey szturchała mnie, ja i tak czułem, że straciłem Madison, na zawsze.
Gapiłem się na ścianę pustym wzrokiem. To koniec Brad, jej już nie ma. Po raz pierwszy naprawdę czułem, że się zakochałem. To trochę śmieszne mając trzydzieści lat, ale na miłość chyba nigdy nie jest za późno. Wstałem z kanapy jak robot i poszedłem do łazienki. Umyłem twarz, ale to i tak nic nie pomogło.
I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
Zabrzmiał dzwonek w mojej komórce. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Madison. Czułem wszystko na raz. Radość, ulgę, strach.
- Halo? Madison? Gdzie jesteś?
- Big Bad Brad, stary jak ja się za tobą stęskniłem – usłyszałem męski głos.
- Kto mówi?
- Twój stary bardzo dobry kumpel, ostatnio widzieliśmy się jakieś dziewięć lat temu.
- Wakefield?
- Dla ciebie Mark, ale przejdźmy do rzeczy. Macie wywalić Chester’a z zespołu, bo inaczej twojej koleżance coś się stanie, masz czas do jutra. Kochanie, przywitaj się.
- Brad! Boje się! – Słyszałem jej głos, jej płacz, ona żyje, muszę ją znaleźć.
- To do zobaczenia Bradziu. – Rozłączył się.
Zabiję gnoja.  Rzuciłem komórką w lustro, a ono rozprysło się na drobne kawałeczki. Mike utrzymywał z nim kontakt najdłużej z nas wszystkich. Może on wie gdzie mieszka Mark.
- Lindsey nie ruszaj się z domu!
***
Pociągnął mnie za ramię, żebym stała i przycisnął do ściany. Rozpiął mi jedno ramiączko od stanika. Teraz nie miałam jak się wyrwać. Drugie. Łzy płynęły z moich oczu strumieniami. Modliłam się tylko o to by nie doszło do tego, czego tak się obawiałam.
***
Wbiegłem jak poparzony do domu Mike’a. Musiałem ją znaleźć. Nie mogłem pozwolić by ten dupek jej coś zrobił.
- Mike, wiesz gdzie mieszka Wakefield? To ważne!
- Chyba Chino Hills 5, a co?
- Wyjaśnię ci po drodze, chodź!
Oboje wsiedliśmy do mojego samochodu. Na szczęście często tamtędy przejeżdżałem, więc wiedziałem gdzie to jest.
- Wyjaśnisz mi w końcu, o co chodzi?
- Ten gnój porwał Madison. Dzisiaj do mnie zadzwonił z jej komórki i powiedział, że Chester ma odejść z zespołu i mam czas do jutra, żeby go przekonać albo skrzywdzi Mad. Jeszcze włamał się jakoś do mojego domu. Zostawił kartkę, którą niby Mad napisała, że chce popełnić samobójstwo.
Kotem oka widziałem, że Mike gapi się na mnie z rozdziawioną miną. W sumie nie dziwię mu się.
- Czekaj chwile. Chester pokazywał mi kartkę od Katrine. Napisała, że Mad długo nie pożyje. To on ją napisał! Wszystko sobie zaplanował!
-To jego ostatni dzień życia, przysięgam.
Gdy do jechaliśmy na miejsce. Zastaliśmy dzieci bawiące się koło domu. Po pytaliśmy trochę sąsiadów. Przeprowadził się dwa miesiące temu. Wszystko miał zapięte na ostatni guzik. Na szczęście jakaś staruszka do nas podeszła i zapytała czy szukamy Mark’a Wakefield'a. Powiedziała, że teraz mieszka na San Vicente Boulevard 17. Nie wiem skąd to wiedziała, ale byłem jej bardzo wdzięczny. Dojechanie tam zajęło nam godzinę.
-Mike, zostań w samochodzie. Wejdę do środka.
- Tylko uważaj.
Nie liczyłem na to, że mi otworzy, dlatego wyważyłem drzwi. Chyba nawet nie było go w domu.
- Madison! Madison! Madison odezwij się!
Przeszukałem wszystkie pokoje, a jej nigdzie nie było. W końcu usłyszałem czyjeś krzyki dobiegające z dołu. Wyważyłem drzwi piwnicy, ale to, co tam zobaczyłem przeraziło mnie. W połowie naga Madison leżała na ziemi z wielką raną na brzuchu. Miała związane dłonie. Podbiegłem i szybko ją rozwiązałem. Zdjąłem bluzę i założyłem na nią, po czym wziąłem ją na ręce.
- Brad! – Powiedziała przez łzy
- Jestem tu. Już ci nic nie zrobi. Proszę nie zasypiaj.
Cholera. Przecież ona się zaraz wykrwawi. Wybiegłem z domu i posadziłem ją na tylnym siedzeniu samochodu.
- Siadaj z tyłu i pilnuj, żeby nie zasnęła! – Krzyknąłem do Mike’a, a on natychmiast to zrobił. Usiadłem za kierownicą i ruszyłem w stronę szpitala. Chyba powinniśmy dostać kartę stałego klienta.
- Ale co jej jest?
- Ma ranę na brzuchu. Chyba zrobił ją nożem. Leżała na ziemi związana i z gołym biustem.
- A to sukinsyn.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. To znaczy niezupełnie, bo Mad płakała i krzyczała z bólu. Zabiję go. Jak tylko go spotkam, ale teraz nie mogę o tym myśleć. Najważniejsze jest to, żeby Madison z tego wyszła. Kiedy już dojechaliśmy znowu wziąłem ją na ręce i wbiegłem z Mike’iem do szpitala.
- Pomocy! Nasza przyjaciółka się wykrwawia!
Od razu wzięli ją na stół operacyjny. Proszę niech ona przeżyje…



Pytanie

Dzisiaj pewnie skończę już pisać rozdział 16, a tym czasem ma do was pytanie. Za około 15 rozdziałów skończę pisać księgę 1. I teraz pytanie: Jak myślicie o czym będzie 2 księga? :D

Odpowiedzi piszcie w komentarzach. Mam nadzieję, że was zaskoczę :)

Pozdrawiam, Hayley Shinoda.
PS. Postaram się wieczorem dodać rozdział :)

sobota, 31 maja 2014

Księga 1, rozdział 15

w poprzednim rozdziale: 14


Rozdział 15


    2 tygodnie później
-Brad pomożesz zanieść mi te torby do samochodu?
- Tak, już, chwilka.
Słońce grzało. Było chyba 25 stopni. Ten zapach skoszonej trawy. Żyć nie umierać. W końcu mogłem wyjść ze szpitala. Przypomniałem sobie większość wydarzeń sprzed wypadku. Madison wybaczała mi moje zachowanie. Wszystko zmierzało w dobrą stronę. Przeprosiłem Brada. Katrine nie widziałem od ostatniego incydentu. Moje gardło było już w pełni sprawne. Z zamyślenia wyrwała mnie Mad.
- Jak się czujesz? – uśmiechała się tak promieniście, była jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem. Miała na sobie luźną niebieską koszulkę i szorty, a jej włosy były związane w kitkę. I ten głos, jak ja się za nim stęskniłem.
- Tak, wszystko porządku. – skłamałem, miałem wrażenie, że to jeszcze nie koniec tego całego teatrzyku mojej byłej
Kiedy zapakowaliśmy się już, ze wszystkimi torbami do samochodu Delson’a pojechaliśmy prosto w stronę mojego domu. Madison słodko spała na tylnym siedzeniu.
- Ona cię kocha, nie zepsuj tego. – powiedział Brad
- Nie martw się o to. – mówiłem całkowicie szczerze, ale Brad sprawiał wrażenie jakby mi nie wierzył.
Kiedy dojechaliśmy nie miałem serca budzić tej rudowłosej piękności dlatego wziąłem ją na ręce i przeniosłem do mojej sypialni. Wyglądała jak  aniołek. Nie zasługiwałem na nią. Gdy przeszedłem do salonu na stoliku leżała karteczka, a obok niej klucze do mojego mieszkania.
Ta szmata długo nie pożyje. Naciesz się nią póki możesz kochanie.
Zacząłem się poważnie martwić o Madison. Czyżby Katrine była aż taką psychopatką?  Szybko zgniotłem kartkę i schowałem do kieszeni, chciałem pokazać ją Bradowi. Położyłem się na kanapie i zasnąłem.
- Kochanie!
- O co chodzi? – mówiłem głosem jakbym się napił
- Ja idę do sklepu i wracam do Lindsey.
- Dobrze – nie wiem czy wtedy jeszcze docierało do mnie co mówi
- Śpij dalej, kocham cię.
- A ja ciebie.
Dalej słyszałem tylko trzask drzwi.
***
Gdzie ona może być? Dzwonie do niej i dzwonie, ale ona nie odbiera, przecież jest dwudziesta trzecia, a jej nie ma w domu. Spokojnie Lindsey tylko spokojnie, pewnie została u Chestera na noc, a ty nie potrzebnie panikujesz. Może lepiej będzie jak do niego zadzwonię, przynajmniej się uspokoję. Wybrałam numer w komórce, na szczęście Mad mi go wcześniej zapisała.
-Halo? Chester? Jest może u ciebie Madison?
- Nie ma jej jeszcze w domu? Przecież mówiła, że idzie do sklepu, a potem wraca do ciebie.
- No właśnie jej nie ma dlatego się martwię, a kiedy to było?
- O dziewiętnastej.
- No to pięknie.
- Może jest u jakiejś koleżanki.
- Ty chyba sam w to nie wierzysz. No, ale zawsze warto sprawdzić, zadzwonię do ciebie jak się czegoś dowiem. – rozłączyłam się
Gdzie ona może się szwendać o tej porze? Na pewno jej się coś stało. Na blacie pod stertą gazet zauważyłam liścik, pewnie Mad ją rano zostawiła, żebym się nie martwiła.
Mam już dość, nie mogę tak dłużej, poradzicie sobie wszyscy beze mnie, kocham ciebie, Chestera i Brada, ale musicie mnie zrozumieć, to nie na moje nerwy, Taylor miał wypadek samochodowy tydzień temu, zginał na miejscu, wszystko się niszczy odkąd się pojawiłam, tak będzie lepiej. –Madison
To nie może być prawda. Moja siostra chce popełnić samobójstwo o ile jeszcze tego nie zrobiła. Muszę szybko zadzwonić do Chestera i Brada. Tylko gdzie jest ten cholerny telefon. Przecież miałam go przed chwilą w ręku. Nie mam czasu go szukać. Muszę ją znaleźć zanim będzie za późno. Uczucia się we mnie gotowały. Niedaleko mieszkał Brad, wiec do niego poszłam. To byłoby bardzo nierozsądne gdybym o tej porze chodziła sama po mieście.
- Brad, otwieraj!
- Co się stało? Czemu płaczesz?
- Madison chce popełnić samobójstwo
Zastygł w miejscu. Nie dziwie mu się.
***
- Puszczaj mnie! Kim ty w ogóle jesteś?!
Ścisnął moją twarz ręką, a drugą objął w talii, nigdy wcześniej się tak nie bałam.
- Pytasz się kim jestem złotko? Otóż mam na imię Mark i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo nienawidzę twojego chłopaka – przycisnął mnie do siebie – a z jakich powodów to się jeszcze pewnie kiedyś dowiesz, a może nie – zaśmiał się i popchnął do jakiegoś ciemnego pokoju – trochę tu sobie pomieszkasz - zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz.
W pokoju paliła się tylko jedna żarówka. Było tam strasznie zimno. W rogu był jeden materac. „Dba o wygodę gości” pomyślałam. W pomieszczeniu na ścianach znajdowało się pełno moich zdjęć. On mnie śledził. Chester nigdy mi nie opowiadał o jakimś Marku, ale wyglądało na to, że dobrze się znali, ale nie rozumiem co ja mam do tego. Próbowałam otworzyć drzwi, ale na marne. Znieruchomiałam kiedy się otworzyły.
- Słuchaj kochanie, nikt cie nie usłyszy jak będziesz walić w drzwi bo pokój jest dźwiękoszczelny, a w ten sposób narobisz sobie kłopotów.
- Chester mnie na pewno odnajdzie, musiałeś zostawić jakiś trop! – wykrzyczałam mu w twarz przez łzy, a ten złapał mnie za ręce.
- Kochaniutka, ja jestem perfekcjonistą, jak coś robię to porządnie, muszę przyznać, że zaczynasz mnie już trochę denerwować – chwycił mnie od tyłu i zaczął wiązać ręce, a ja nie przestawałam płakać i krzyczeć – nie zmuszaj mnie do zaklejenia ci ust, a przy okazji muszę przyznać, że jesteś całkiem atrakcyjna, Bennington ma gust – zaczął mnie całować po szyi, a z moich ust wydobył się cichy pisk – jutro się trochę pobawimy idź teraz spać.
Skuliłam się, nie mogłam opanować łez. Sznur strasznie mnie uwierał. Czego on ode mnie chce?! Zasnęłam z wycieczenia. Bałam się, że już się nie obudzę.
***
- Jesteś pewna?
-Tak, zostawiła mi liścik, musimy ją szukać!
- Zaraz, czekaj, jak miała na imię ta jej różowo włosa koleżanka?
- Chyba Ann, ale nie jestem pewna, a co?
- Może ona coś wie, wiesz gdzie mieszka?
- Niestety nie, wiem, że Mad poznała ja w parku, ale nie sądzę, żeby była tam o tej porze.
- I co my teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia, chyba trzeba poczekać do jutra. Mogę u ciebie przenocować?
- Pewnie, na górze jest wolne łóżko bo Rob dziś śpi u Mike’a, mają maraton z The Walking Dead, ja się prześpię na kanapie.
Jak to możliwe? Przecież dzisiaj rano była jeszcze taka szczęśliwa. Kiedy ten koszmar się skończy? Gdyby Chester nie był takim kretynem to teraz wszystko byłoby dobrze. Dałbym jej większe szczęście, gdyby tylko dała mi szansę. Tej nocy nie spałem. Nie potrafiłem. Nie wiedziałem czy kobieta, dla której mógłbym umrzeć jeszcze żyje…