Postaram się już zawsze dodawać rozdziały tej długości lub dłuższe, miłego czytania :)
_________________________________________________________________________________
Rozdział 16
Obudził mnie rano i przyniósł płatki. Nie miałam jak jeść, więc mnie karmił. Pocałował mnie w policzek. Łzy znowu zaczęły płynąć. Przestawałam płakać tylko pod czas snu, a może i w tedy nie…
- Dlaczego to robisz? Co ci zrobił Chester?
- No, więc złotko, twój chłopak jest wokalistą Linkin Park prawda? A czy wiesz jak nazywał się były wokalista, ale go wywalono, bo Chazy był lepszy?
- Nie – głos mi zadrżał.
Chester nigdy mi nie opowiadało historii zespołu. Ja sama się tym zbytnio nie interesowałam.
- Mark Wakefield – uśmiechnął się.
Nie rozumiałam być takim człowiekiem jak on. To był jakiś psychol. Chwycił ręką za mój podbródek, żeby mnie pocałować. Wepchał mi język do ust. To było straszne. Nie, to mało powiedziane. To było przerażające i obrzydliwe, a z każdą sekundą bałam się coraz bardziej. Chciałam, żeby do tego miejsca nagle wtargnął Chester i mnie uwolnił, ale wiedziałem, że to niemożliwe i to było najgorsze.
- Zostaw mnie! – Wyrwałam się, ale szybko mnie złapał, a potem uderzył mnie w twarz. To okropnie bolało. Z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez.
- Kochaniutka, dopóki pan Bennington jest w Linkin Park to będę z tobą robić, co żywnie mi się podoba. Na przykład to. – Chwycił moją bluzkę i powoli zaczął rozrywać. – Wiesz, że dawno tego nie robiłem? – Przeleciał wargami po moim brzuchu i piersiach. Czyli jeszcze mnie zgwałci, FAJNIE! – A wiesz, co teraz zrobimy? – Przyłożył mi scyzoryk go gardła – Zadzwonimy do Bradzia, strasznie się za nim stęskniłem. Gdzie je położyłem twój telefon… a tu jest. – Wybrał numer do Brada.
Zastanawiałam się, czemu akurat do Brada. Najwidoczniej wiedział, że zależy mu na mnie po codziennym śledzeniu mnie.
***
- Brad, ubieraj się, idziemy szukać Mad – Lindsey szturchała mnie, ja i tak czułem, że straciłem Madison, na zawsze.Gapiłem się na ścianę pustym wzrokiem. To koniec Brad, jej już nie ma. Po raz pierwszy naprawdę czułem, że się zakochałem. To trochę śmieszne mając trzydzieści lat, ale na miłość chyba nigdy nie jest za późno. Wstałem z kanapy jak robot i poszedłem do łazienki. Umyłem twarz, ale to i tak nic nie pomogło.
I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
Zabrzmiał dzwonek w mojej komórce. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Madison. Czułem wszystko na raz. Radość, ulgę, strach.
- Halo? Madison? Gdzie jesteś?
- Big Bad Brad, stary jak ja się za tobą stęskniłem – usłyszałem męski głos.
- Kto mówi?
- Twój stary bardzo dobry kumpel, ostatnio widzieliśmy się jakieś dziewięć lat temu.
- Wakefield?
- Dla ciebie Mark, ale przejdźmy do rzeczy. Macie wywalić Chester’a z zespołu, bo inaczej twojej koleżance coś się stanie, masz czas do jutra. Kochanie, przywitaj się.
- Brad! Boje się! – Słyszałem jej głos, jej płacz, ona żyje, muszę ją znaleźć.
- To do zobaczenia Bradziu. – Rozłączył się.
Zabiję gnoja. Rzuciłem komórką w lustro, a ono rozprysło się na drobne kawałeczki. Mike utrzymywał z nim kontakt najdłużej z nas wszystkich. Może on wie gdzie mieszka Mark.
- Lindsey nie ruszaj się z domu!
***
Pociągnął mnie za ramię, żebym stała i przycisnął do ściany. Rozpiął mi jedno ramiączko od stanika. Teraz nie miałam jak się wyrwać. Drugie. Łzy płynęły z moich oczu strumieniami. Modliłam się tylko o to by nie doszło do tego, czego tak się obawiałam.
***
Wbiegłem jak poparzony do domu Mike’a. Musiałem ją znaleźć. Nie mogłem pozwolić by ten dupek jej coś zrobił.- Mike, wiesz gdzie mieszka Wakefield? To ważne!
- Chyba Chino Hills 5, a co?
- Wyjaśnię ci po drodze, chodź!
Oboje wsiedliśmy do mojego samochodu. Na szczęście często tamtędy przejeżdżałem, więc wiedziałem gdzie to jest.
- Wyjaśnisz mi w końcu, o co chodzi?
- Ten gnój porwał Madison. Dzisiaj do mnie zadzwonił z jej komórki i powiedział, że Chester ma odejść z zespołu i mam czas do jutra, żeby go przekonać albo skrzywdzi Mad. Jeszcze włamał się jakoś do mojego domu. Zostawił kartkę, którą niby Mad napisała, że chce popełnić samobójstwo.
Kotem oka widziałem, że Mike gapi się na mnie z rozdziawioną miną. W sumie nie dziwię mu się.
- Czekaj chwile. Chester pokazywał mi kartkę od Katrine. Napisała, że Mad długo nie pożyje. To on ją napisał! Wszystko sobie zaplanował!
-To jego ostatni dzień życia, przysięgam.
Gdy do jechaliśmy na miejsce. Zastaliśmy dzieci bawiące się koło domu. Po pytaliśmy trochę sąsiadów. Przeprowadził się dwa miesiące temu. Wszystko miał zapięte na ostatni guzik. Na szczęście jakaś staruszka do nas podeszła i zapytała czy szukamy Mark’a Wakefield'a. Powiedziała, że teraz mieszka na San Vicente Boulevard 17. Nie wiem skąd to wiedziała, ale byłem jej bardzo wdzięczny. Dojechanie tam zajęło nam godzinę.
-Mike, zostań w samochodzie. Wejdę do środka.
- Tylko uważaj.
Nie liczyłem na to, że mi otworzy, dlatego wyważyłem drzwi. Chyba nawet nie było go w domu.
- Madison! Madison! Madison odezwij się!
Przeszukałem wszystkie pokoje, a jej nigdzie nie było. W końcu usłyszałem czyjeś krzyki dobiegające z dołu. Wyważyłem drzwi piwnicy, ale to, co tam zobaczyłem przeraziło mnie. W połowie naga Madison leżała na ziemi z wielką raną na brzuchu. Miała związane dłonie. Podbiegłem i szybko ją rozwiązałem. Zdjąłem bluzę i założyłem na nią, po czym wziąłem ją na ręce.
- Brad! – Powiedziała przez łzy
- Jestem tu. Już ci nic nie zrobi. Proszę nie zasypiaj.
Cholera. Przecież ona się zaraz wykrwawi. Wybiegłem z domu i posadziłem ją na tylnym siedzeniu samochodu.
- Siadaj z tyłu i pilnuj, żeby nie zasnęła! – Krzyknąłem do Mike’a, a on natychmiast to zrobił. Usiadłem za kierownicą i ruszyłem w stronę szpitala. Chyba powinniśmy dostać kartę stałego klienta.
- Ale co jej jest?
- Ma ranę na brzuchu. Chyba zrobił ją nożem. Leżała na ziemi związana i z gołym biustem.
- A to sukinsyn.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. To znaczy niezupełnie, bo Mad płakała i krzyczała z bólu. Zabiję go. Jak tylko go spotkam, ale teraz nie mogę o tym myśleć. Najważniejsze jest to, żeby Madison z tego wyszła. Kiedy już dojechaliśmy znowu wziąłem ją na ręce i wbiegłem z Mike’iem do szpitala.
- Pomocy! Nasza przyjaciółka się wykrwawia!
Od razu wzięli ją na stół operacyjny. Proszę niech ona przeżyje…
Ojeju. W końcu! :) Czemu bez Cześka? Dobra, dobra. Oby Mad nic nie było, bo panowie nam się załamią. I to bardzo. Szkoda, że mało opisów. To by było wtedy coś... Ale bez tego i fajne. :) Z mojej strony tyle. Pozdrowienia, miłych wakacji i weeny :)
OdpowiedzUsuńW następnym rozdziale będzie dużo Cześka, zapewniam ;) *szatański śmiech*
UsuńDziękuję i również życzę miłych wakacji :D
WQracam z obozu a tu taka miła niespodzianka na mnie czeka *.* Genialnie, jak zawsze. Pisz dalej, weny życzę!
OdpowiedzUsuńCudowne <3
OdpowiedzUsuń