sobota, 31 maja 2014

Księga 1, rozdział 15

w poprzednim rozdziale: 14


Rozdział 15


    2 tygodnie później
-Brad pomożesz zanieść mi te torby do samochodu?
- Tak, już, chwilka.
Słońce grzało. Było chyba 25 stopni. Ten zapach skoszonej trawy. Żyć nie umierać. W końcu mogłem wyjść ze szpitala. Przypomniałem sobie większość wydarzeń sprzed wypadku. Madison wybaczała mi moje zachowanie. Wszystko zmierzało w dobrą stronę. Przeprosiłem Brada. Katrine nie widziałem od ostatniego incydentu. Moje gardło było już w pełni sprawne. Z zamyślenia wyrwała mnie Mad.
- Jak się czujesz? – uśmiechała się tak promieniście, była jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem. Miała na sobie luźną niebieską koszulkę i szorty, a jej włosy były związane w kitkę. I ten głos, jak ja się za nim stęskniłem.
- Tak, wszystko porządku. – skłamałem, miałem wrażenie, że to jeszcze nie koniec tego całego teatrzyku mojej byłej
Kiedy zapakowaliśmy się już, ze wszystkimi torbami do samochodu Delson’a pojechaliśmy prosto w stronę mojego domu. Madison słodko spała na tylnym siedzeniu.
- Ona cię kocha, nie zepsuj tego. – powiedział Brad
- Nie martw się o to. – mówiłem całkowicie szczerze, ale Brad sprawiał wrażenie jakby mi nie wierzył.
Kiedy dojechaliśmy nie miałem serca budzić tej rudowłosej piękności dlatego wziąłem ją na ręce i przeniosłem do mojej sypialni. Wyglądała jak  aniołek. Nie zasługiwałem na nią. Gdy przeszedłem do salonu na stoliku leżała karteczka, a obok niej klucze do mojego mieszkania.
Ta szmata długo nie pożyje. Naciesz się nią póki możesz kochanie.
Zacząłem się poważnie martwić o Madison. Czyżby Katrine była aż taką psychopatką?  Szybko zgniotłem kartkę i schowałem do kieszeni, chciałem pokazać ją Bradowi. Położyłem się na kanapie i zasnąłem.
- Kochanie!
- O co chodzi? – mówiłem głosem jakbym się napił
- Ja idę do sklepu i wracam do Lindsey.
- Dobrze – nie wiem czy wtedy jeszcze docierało do mnie co mówi
- Śpij dalej, kocham cię.
- A ja ciebie.
Dalej słyszałem tylko trzask drzwi.
***
Gdzie ona może być? Dzwonie do niej i dzwonie, ale ona nie odbiera, przecież jest dwudziesta trzecia, a jej nie ma w domu. Spokojnie Lindsey tylko spokojnie, pewnie została u Chestera na noc, a ty nie potrzebnie panikujesz. Może lepiej będzie jak do niego zadzwonię, przynajmniej się uspokoję. Wybrałam numer w komórce, na szczęście Mad mi go wcześniej zapisała.
-Halo? Chester? Jest może u ciebie Madison?
- Nie ma jej jeszcze w domu? Przecież mówiła, że idzie do sklepu, a potem wraca do ciebie.
- No właśnie jej nie ma dlatego się martwię, a kiedy to było?
- O dziewiętnastej.
- No to pięknie.
- Może jest u jakiejś koleżanki.
- Ty chyba sam w to nie wierzysz. No, ale zawsze warto sprawdzić, zadzwonię do ciebie jak się czegoś dowiem. – rozłączyłam się
Gdzie ona może się szwendać o tej porze? Na pewno jej się coś stało. Na blacie pod stertą gazet zauważyłam liścik, pewnie Mad ją rano zostawiła, żebym się nie martwiła.
Mam już dość, nie mogę tak dłużej, poradzicie sobie wszyscy beze mnie, kocham ciebie, Chestera i Brada, ale musicie mnie zrozumieć, to nie na moje nerwy, Taylor miał wypadek samochodowy tydzień temu, zginał na miejscu, wszystko się niszczy odkąd się pojawiłam, tak będzie lepiej. –Madison
To nie może być prawda. Moja siostra chce popełnić samobójstwo o ile jeszcze tego nie zrobiła. Muszę szybko zadzwonić do Chestera i Brada. Tylko gdzie jest ten cholerny telefon. Przecież miałam go przed chwilą w ręku. Nie mam czasu go szukać. Muszę ją znaleźć zanim będzie za późno. Uczucia się we mnie gotowały. Niedaleko mieszkał Brad, wiec do niego poszłam. To byłoby bardzo nierozsądne gdybym o tej porze chodziła sama po mieście.
- Brad, otwieraj!
- Co się stało? Czemu płaczesz?
- Madison chce popełnić samobójstwo
Zastygł w miejscu. Nie dziwie mu się.
***
- Puszczaj mnie! Kim ty w ogóle jesteś?!
Ścisnął moją twarz ręką, a drugą objął w talii, nigdy wcześniej się tak nie bałam.
- Pytasz się kim jestem złotko? Otóż mam na imię Mark i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo nienawidzę twojego chłopaka – przycisnął mnie do siebie – a z jakich powodów to się jeszcze pewnie kiedyś dowiesz, a może nie – zaśmiał się i popchnął do jakiegoś ciemnego pokoju – trochę tu sobie pomieszkasz - zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz.
W pokoju paliła się tylko jedna żarówka. Było tam strasznie zimno. W rogu był jeden materac. „Dba o wygodę gości” pomyślałam. W pomieszczeniu na ścianach znajdowało się pełno moich zdjęć. On mnie śledził. Chester nigdy mi nie opowiadał o jakimś Marku, ale wyglądało na to, że dobrze się znali, ale nie rozumiem co ja mam do tego. Próbowałam otworzyć drzwi, ale na marne. Znieruchomiałam kiedy się otworzyły.
- Słuchaj kochanie, nikt cie nie usłyszy jak będziesz walić w drzwi bo pokój jest dźwiękoszczelny, a w ten sposób narobisz sobie kłopotów.
- Chester mnie na pewno odnajdzie, musiałeś zostawić jakiś trop! – wykrzyczałam mu w twarz przez łzy, a ten złapał mnie za ręce.
- Kochaniutka, ja jestem perfekcjonistą, jak coś robię to porządnie, muszę przyznać, że zaczynasz mnie już trochę denerwować – chwycił mnie od tyłu i zaczął wiązać ręce, a ja nie przestawałam płakać i krzyczeć – nie zmuszaj mnie do zaklejenia ci ust, a przy okazji muszę przyznać, że jesteś całkiem atrakcyjna, Bennington ma gust – zaczął mnie całować po szyi, a z moich ust wydobył się cichy pisk – jutro się trochę pobawimy idź teraz spać.
Skuliłam się, nie mogłam opanować łez. Sznur strasznie mnie uwierał. Czego on ode mnie chce?! Zasnęłam z wycieczenia. Bałam się, że już się nie obudzę.
***
- Jesteś pewna?
-Tak, zostawiła mi liścik, musimy ją szukać!
- Zaraz, czekaj, jak miała na imię ta jej różowo włosa koleżanka?
- Chyba Ann, ale nie jestem pewna, a co?
- Może ona coś wie, wiesz gdzie mieszka?
- Niestety nie, wiem, że Mad poznała ja w parku, ale nie sądzę, żeby była tam o tej porze.
- I co my teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia, chyba trzeba poczekać do jutra. Mogę u ciebie przenocować?
- Pewnie, na górze jest wolne łóżko bo Rob dziś śpi u Mike’a, mają maraton z The Walking Dead, ja się prześpię na kanapie.
Jak to możliwe? Przecież dzisiaj rano była jeszcze taka szczęśliwa. Kiedy ten koszmar się skończy? Gdyby Chester nie był takim kretynem to teraz wszystko byłoby dobrze. Dałbym jej większe szczęście, gdyby tylko dała mi szansę. Tej nocy nie spałem. Nie potrafiłem. Nie wiedziałem czy kobieta, dla której mógłbym umrzeć jeszcze żyje…

5 komentarzy:

  1. W końcu! O Bogini! No tak... Rozkręca się akcja i dobrze. ;) No nic.. Życzę weny i zapraszam do siebie na drugiego Bloga (Until It's Gone) :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Wowow! Dzisiaj przeczytałam wszystkie notki i muszę Ci powieedzieć, że śwoetnie piszesz. FFów o Linkin Park nigdy za wiele, więc czytam również Twój i - tu Cię zaskoczę - jest moim drugim ulubionym :D. Weny życzę i zapraszam do mnie. http://one-last-lie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam ten rozdział od tygodnia, bo ciągle ktoś mi przeszkadza.
    Ale muszę przyznać iż rozdział jest po prostu genialny!
    Mad przeżyje prawda. To byłoby dziwne gdyby ją zabili. O i Chezz wskoczy do tej piwnicy czy czegoś tam jak wspaniały rycerz i wszystko będzie dobrze prawda O.o? Proszę powiedz ,ze tak T.T

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy na Numb ;) Chyba go czytałaś, nie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybko nexta . Migiem <33 Zakochałam się w Twoim blogu dziewczyno. Oby Mad się nic nie stało :* Miałabym małą prośbę, jak odwiedzasz mój blog, zostaw kom. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń

Co myślisz o rozdziale? Napisz w komentarzu. :>