wtorek, 24 grudnia 2013

One Shot 1 cz.2

3 część dodam po Wigilii :D
_________________________________________________________________________________

Święta u Hahn'a

- No oczywiście, mamy tyle pieniędzy i czasu! Idźmy i zagrajmy koncert za darmo! – krzyknął wzburzony Chaz
-Dokładnie, może jeszcze kupmy wszystkim prezenty, przebierzmy się za świętego Mikołaja i chodźmy przez cały szpital rozdając podarki i krzycząc  ho ho ho! – dołączył się Dave 
Atmosfera robiła się co raz gorsza, a przecież chodziło mi tylko o zwykły świąteczny gest. Wiedziałem, że przekonanie chłopaków graniczy z cudem i to z półki tych, które nie spełniają się nawet na gwiazdkę. 
-Dajcie spokój! Czy naprawdę macie takie lodowate serca? Nie rusza was los tych dzieciaków, które muszą radzić sobie z problemem większej wagi niż wszystkie wasze razem wzięte?! Co z was za ludzie?! – zripostował Mike 
- Jeżeli takie macie podejście do pomocy potrzebującym to nie chce mi się z wami nawet jeść kolacji, nie mówiąc już o grze w jednym zespole. – podsumował Rob
I właśnie w ten sposób nasz dom podzielił się na dwa obozy, ale czy o to w tym wszystkim chodziło …?

Kolejny poranek, został jeden dzień do Wigilii, a ja zamiast szykować się ze wszystkim do świąt muszę walczyć na domowym froncie. Z racji, że wstałem dość wcześnie  postanowiłem, że ucieknę póki jeszcze mam jak.  Ubrałem na siebie ciepłą kurtkę, a na szyję zarzuciłem ciepły szalik, który własnoręcznie wydziergała mi mama na zeszłoroczne święta. Kto by pomyślał, że pomysł pomocy może być powodem, przez który gwiazdka będzie wyglądała jak jeden, wielki Armagedon, a nie ciepły i rodzinny wieczór. Nawet nie wiem kiedy zawędrowałem pod szpital St. Marie i tak jak dnia wczorajszego w jego oknie, na pierwszym piętrze siedziała mała, niebieskooka dziewczynka. Coś w środku mówiło mi, że nie wystarczy kupić choinki , trzeba zrobić coś więcej,  żeby pomóc tym małym pacjentom. Wnet ruszyłem ku szpitalnej recepcji. 
-Witam, nazywam się Joe. Tak wiem, nic to Pani nie mówi.
Recepcjonistka patrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem i ani za grosz nie rozumiała o co mi chodzi ani kim jestem.
-Szukam tutaj małej dziewczynki… Niebieskie oczy, ma sale na pierwszym piętrze, często przesiaduje przy oknie. Może powiedzieć mi Pani pod jakim numerem ją znajdę?
-Dobrze, ale czy jest Pan kimś z rodziny? Bratem? Wujkiem?
- Nie, w ogóle się nie znamy.
- Niestety, przykro mi. Nie mogę Pana nigdzie zaprowadzić, proszę mnie zrozumieć, przepisy. 
- Ah tak… A mógłbym rozmawiać z dyrektorem oddziału?
- Oczywiście. Proszę udać się na wprost i wejść w trzecie drzwi po lewej. Ms Johannson powinna być u siebie.
- Dziękuję Pani ogromnie! 
Kiedy tylko wiedziałem gdzie, ruszyłem pośpiesznym krokiem w stronę gabinetu. Ale o co tak naprawdę chciałem zapytać ? Przed chwilą miałem wszystko w głowie, ale przez to całe zamieszanie w mgnieniu oka moje myśli znikały tak szybko jak się pojawiały. 
- Proszę wejść! – zabrzmiał głos zza drzwi
-Witam, nie przeszkadzam? 
- Nie, proszę usiąść. 
- Tak.. Dobrze może przejdę do sedna. Chcę pomóc tej małej i wszystkim dzieciakom , które leżą w tym szpitalu. Mam pomysł na zorganizowanie zbiórki pieniędzy na ich leczenie i prezenty pod choinkę. Najwyższa pora aby ktoś się tym zajął ! 
Kiedy tylko skończyłem mówić, uświadomiłem sobie, że nawet się nie przedstawiłem i wszystko opowiedziałem niemalże jak przyszły pacjent, ale co nieco innego oddziału…
- A nazywa się Pan?
- Joe, po prostu Joe.
- Okej, tak więc po prostu Joe. Doceniam co chcesz zrobić dla naszych pacjentów, ale skąd taki pomysł? I o jaką małą Ci chodzi?
- Mała.. Niebieskooka dziewczynka z sali na pierwszym piętrze. A pomysł? Po prostu chęć pomocy dzieciakom. 
-Wydaje mi się ,że chodzi Ci o Amy… To jedna z najciężej chorych pacjentek naszego szpitala. Straciła już jakąkolwiek wolę walki, a między nami mówiąc zostało jej nie więcej niż trzy tygodnie życia. Oczywiście to nic przesądzonego, ale niestety nasz szpital nie ma funduszy na nowszy sprzęt do leczenia tych biedny dzieci.
- Nawet nie wiem co powiedzieć. Pierwszy raz spotykam się z tak ciężką sprawą. Mógłbym zamienić z Amy parę słów?
- Nie ma sprawy, może chociaż to sprawi ,że się uśmiechnie. Leży w sali sto jedenaście. 
W mojej głowie tłoczyły się tysiące myśli. Jak zorganizuje pieniądze dla dzieci skoro chłopacy nie chcą grać? Co powiem tej małej jak wejdę do sali? Przecież w życiu nie przeżyłem czegoś takiego jak ona i nie mam pojęcia jak mógłbym jej pomóc. 
- Hej , mogę wejść?
Dziewczynka siedziała jak zwykle przy oknie i wpatrywała się w dal. Nic nie odpowiedziała. Pomyślałem, że skoro nic nie mówi to może nie ma nic przeciwko temu abym wszedł.
-Mam na imię Joe, a Ty ? 
Po raz kolejny nie usłyszałem odpowiedzi na moje pytanie. 
- Ooo chwila.  Amy tak? Dobrze przeczytałem z karty ? Wiesz, postanowiłem Cię odwiedzić bo mam do Ciebie pewne pytanie. Wczoraj tak intensywnie i niezwykle wpatrywałaś się we mnie, kiedy siedziałem na ławce w parku. Czy aż tak źle wyglądam? Wiem, że pewnie do przystojnych nie należę, ale jeszcze nikt, nigdy tak na mnie nie patrzył.
I znów to samo. Brak odpowiedzi, nawet najmniejszego drgnięcia ręki czy ust. To chyba rzeczywiści nie ma większego sensu, lepiej będzie jak odpuszczę i zajmę się własnymi problemami.
- Cóż może kiedyś będziesz chciała porozmawiać. Na stoliku zostawiłem numer swojej komórki, gdyby coś to dzwoń o każdej porze. 
Wziąłem swoją kurtkę i chwyciłem za klamkę, gdy nagle z końca sali usłyszałem delikatny głos.
-Bo Pan ma na twarzy namalowaną miłość i dobro. Jeszcze takiej twarzy nie widziałam.
Te słowa spowodowały, że moje serce zamarło. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że muszę jej pomóc choćbym musiał przewrócić świat do góry nogami… 

7 komentarzy:

  1. Świetne *__________________*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie kochane... boze. Znow placze. Ty tak slicznie to napisalas... no nic. Czekam niecierpliwie na nastepny. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. To było piękne. Takie inne. Idealne.
    Zabolała mnie oziębłość Chaza, Brada i Dave'a. Dziwne, są tacy bogaci a nie chcą pomóc.
    Ta dziewczynka musi być naprawdę załamana, mam nadzieję, że Joe wywoła ma jej twarzyczce chodź jeden uśmiech.
    Joe jest taki dobry, bezinteresowny. Podziwiam go.
    One shot naprawdę piękny, czekam na kolejną jego część.
    Weny.
    SP.Jeśli masz chwilkę czasu, wpadnij do mnie. Było mi naprawdę miło, gdybyś poinformowała mnie o kolejnej części lub rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej. To takie słodkie! Wyobrażam sobie tę dziewczynkę jako takiego śliczniusiego, drobniutkiego aniołka. Czuję, że Joe jej naprawdę pomoże.
    Cały shot bardzo wzruszający. A Chestera, Brada i Dave'a to nienawidzę. No i Roba, że tak to paskudnie podsumował. Wszystkich ich tutaj nienawidzę, tylko Joe'a i Mike'a. O.
    Fajne jest to, że głównym bohaterem jest właśnie Hahn, a nie któryś z wokalistów LP. Za to maleńki, dodatkowy plusik.
    No to tak, czekam na więcej i proszę, wybacz, że się spóźniłam! (i to spooro...)
    Weny :)
    (u mnie pojawił się kolejny rozdział. zapraszam :))

    OdpowiedzUsuń
  5. suodkie <333333 fajnie że doceniłaś tutaj Hahn'a :D
    na prawdę ciekawie piszesz. Masz dobrego bloga :)

    OdpowiedzUsuń

Co myślisz o rozdziale? Napisz w komentarzu. :>